Stránka:bw-tom9.djvu/94

Z thewoodcraft.org
Tato stránka nebyla zkontrolována

Leśny Almanach STRYSZEK NA TRAWNYM Tego wieczoru spotkanie drużyny Nietoperzy zakończyło się dosyć późno a my jeszcze nie byliśmy w swoich śpiworach z pachnącym sianem pod plecami. Młodszym druhom zamykały się oczy ze zmęczenia i my jako starsi mieliśmy z tego powodu wyrzuty sumienia. Torowaliśmy sobie drogę z doliny rzeki Morawki od samotni u Morysa stale do góry gęstym świerkowym lasem bez latarek w kierunku gołego grzbietu Trawnego, który z wysokości 1201 metrów dominuje nad krainą śląskiego Podbeskidzia między Łysą Górą i Ropicą. Upłynęło kilka długich minut i wtedy wspólnie z Miłoszem i Robinem ustali- liśmy, że jednak w pierwszej kolejności znajdziemy ścieżkę prosto nad poto- kiem Właskim z Mogielnicy i stąd wybierzemy się na podłużny goły wierz- chołek Trawnego, gdzie oczekiwał nas wymarzony stryszek na siano. Musieliśmy przyznać, że właściwie trochę zbłądziliśmy pogardziwszy uciążliwszym, niemniej jednak bezpiecznym chodnikiem z doliny Właskiego. Patrzyliśmy przez korony świerków na ciemny nocny firmament i czekaliś- my, aż las trochę przerzedzi się i pokonamy ostatni kawał drogi po gołym grzbiecie góry, gdzie znajduje się tyle oczekiwany przez nas stryszek. Druhowie kroczyli chwiejnym ruchem zasłaniając sobie oczy przed kłującymi konarami młodniaka. Nikt nie zaświecił latarki w celu ułatwienia sobie drogi. To było wtedy niepisane prawo drużyny - znaleźć drogę po ciemku, bez latar- ki, i to nie tylko w naszym Beskidzie. Nareszcie staliśmy na chodniku i wybraliśmy się do góry. Noc była rzeczy- wiście ciemna i szliśmy wzdłuż jaśniejszego pasa między koronami drzew. Z ulgą wyszliśmy na wolną przestrzeń górskiego grzbietu, porośniętą turzycą i krzaczkami czarnych jagód, i po stu metrach byliśmy u celu dzisiejszej podróży - u starego stryszku na Trawnym. Kiedy dotarliśmy ku stryszkowi, on przywitał nas uchylonymi drzwiczkami na swoim piętrze. Stryszek stał na górskiej równinie rozkraczony jak kwoka, przygotowana chronić przed słotą swoje kurczęta. Zaczęło padać i pomyśleliśmy z wdzięcznością o złotym stryszku. Po cichu wyszliśmy po żłobie na piętro, rozłożyliśmy płachty namiotowe 1 śpiwory na warstwie siana na podłodze z desek. 92