Stránka:bw-tom13.djvu/28

Z thewoodcraft.org
Tato stránka byla ověřena


Pokračování textu ze strany 27

… uniesione wiatrem, spadają między słomki stepowych traw. Tutaj czołga się pięciornik i gorzko pachnie piołun, tutaj też w sąsiedztwie krzewów dzikiej róży, dawno już przekwitłych rojników i skalnic palczastych, w sąsiedztwie zeschniętych łodyg smagliczki, znalazłem trawę z gatunku stepowych traw śródazjatyckich i podobną do tej, którą zbierały indiańskie kobiety ze szczepu Odżibuejów. Były to kępy piórowej trawy, czyli narduszka, czy też kręczynki (Stipa capillata L.), która była ponad wszelkie trawy jeśli chodzi o przydatność w obrzędzie ognia. Omijałem życicę, prosownicę, bluj, wyczyniec, tymotkę i prostnicę. Kupkówkę, perz i kostrzewę oraz wszystkie gatunki trawy miechowej, czyli mielca, prócz wiechliny gajowej, zostawiłem, aby schły dalej. Te trawy były zupełnie nieprzydatne, zwłaszcza dla mnie, bowiem ich źdźbła łamią się, żarząca hubka wypada i gaśnie. Tylko wiechlinę gajową, delikatną jak włosy wypłowiałe na słońcu, zbierałem dla jej koloru i zapachu. I całkowicie zaniedbałem stokłosę i pokos, czyli czad.


Nareszcie, po długich dniach wędrówki, miałem przygotowane narzędzia, które udostępniła mi dzicz. Świder i deseczkę z lipy, suche źdźbła trawy, brzozową korę, hubkę z żagwi ogniowej, jak również otoczak z rzeki. I prężny łuk leszczynowy z ekskluzywną cięciwą.

Pajęczynowy opar nad zaciszem przy rzecznym brodzie zaczął się podnosić, gęstniał i powoli zbliżał się ku żwirowisku Angerbachowskiego Strumienia i ku mojemu obozowi. Tak zdarza się w jasnych, ciepłych dniach przed zachodem słońca, które jeszcze lśniło na wierzchołkach górskich, podczas gdy dolina tonęła już w cieniu. W tej chwili rozpalałem mój ogień.

Stos drewna był przygotowany. Był otwarty jedną swoją stroną w kierunku prądu wietrzyka idącego od rzeki. We wnętrzu stosu ułożone były zwoje brzozowej kory, nad nimi drzazgi z sosnowej szczapy i coraz wyżej grubsze świerkowe szczapy, a polanka z jesionu kryły tę budowę stosu przeznaczonego do zapalenia, na płomienie i ogień.

Pod lipową deseczkę podłożyłem korę brzozową i w rozcięcie w deseczce wstawiłem dolny szpic świdra, podczas gdy na górny szpic lekko naciskałem tulejką trzymaną w lewej ręce. Świder obwinąłem cięciwą, a ona zaczęła swe działanie, jak tylko zacząłem ruszać łukiem. Świder obracał się coraz szybciej i wnet poczułem miodowy zapach. To deseczka lipowa przypomniała sobie czas swego kwitnięcia i brzęczenie pszczół. Poruszałem łukiem coraz szybciej i szybciej i lipowy dym gęstniał. Świder ślizgał się w jamce tulejki i w rozcięciu deseczki. Łuk i świder odłożyłem na bok ..text pokračuje