Stránka:bw-tom13.djvu/22

Z thewoodcraft.org
Tato stránka byla ověřena


Pokračování textu ze strany 21

Nic nie dorównuje szelestowi osik, ich szum w ciągu letnich dni brzmi jak huragan rozpaczy i żalu za utraconą czułością. Zależnie od tego, czy na firmamencie znajdują się chmury, czy świeci słońce, smutek z rozpaczy i czułości tkwi w tym cichym szeleście, który przypomina wieczność i śmierć.

Przyszła mi na myśl stara legenda o przyczynie bezustannego dygotania osikowego listowia, mimo że w lesie może trwać cisza i milczenie wiatru. Według niej, kiedy źli ludzie szukali drzewa na krzyż Męki Pańskiej i chodzili po puszczy, żadne z drzew, żadnego z gatunków, nie chciało być wybrane. Wracali już z lasów, gdy napotkali jedno drzewo, które na ich widok nie zadrżało ze strachu. Była to osika. Zatem zrąbali ją, zrobili z niej krzyż i ukrzyżowali na nim Zbawiciela Świata. Odtąd wszystkie osiki dygocą. A pokuta osiki skończyć się ma w dzień sądu dla wszystkich drzew, kiedy Pan powie: Nie drżyj więcej, twoje drzewo stało się dziś dla świata symbolem Miłosierdzia i to, co było czynem nienawiści, głosi dziś moją miłość! – tyle legenda.

Pierwsze, co mnie wśród szelestu liści w owym gaju spotkało, były lampiony muchomorów. Świeciły biało nakrapianą czerwienią pomiędzy żółtym listowiem brzóz, w liściu traw i między usychającymi łodygami i kwiatami dziurawca. Rozświetlały one okolicę dwójkami i czwórkami swoich jeszcze niedorozwiniętych kapeluszy, jak i szeroko rozłożonymi, ziejącymi liśćmi zarodnikowymi.

Jedna z reguł zwyczaju zbierania grzybów mówi, że tam gdzie rosną czerwone muchomory, rosną również szlachetne borowiki – prawdziwki. Na brzegach gaju rosły jednak muchomory sromotnikowe z zielonymi kapeluszami, których zieleń fosforyzowała trucizną. A w głębi gaju, tam dokąd ledwo przenikną promienie popołudniowego słońca, na brązowoczarnym podłożu zetlałego osikowego listowia, rósł koźlarz czerwony, król czeskich lasów.

Bywa tak, że człowiek kroczy w zadumie w samotni lasu i nagle czuje, że ktoś na niego patrzy. Zatrzymuje się, boi się obejrzeć za siebie i wtem zauważa leśnego ducha, obraca się i za plecami widzi następnego dziwoludka, z lewej i z prawej mniejszy, większy, prawie że podnoszący osikowy liść, a wszystkie patrzą podstępnie na ujętego.

Jeniec prawie w ogóle nie oddycha i ostrożnie, aby na któregoś z tych dziwolągów nie nadepnąć, przykuca i jednego po drugim wydłubuje z żyznej ziemi, z trawy i ze spróchniałego drzewa. Oczyszcza karzełki i wkłada do ..text pokračuje